ASEMIC / SEMANTIC

*

ASEMIC / SEMANTIC

Print on acrylic glas, 2024, 70 × 70 cm, 10 pieces | druk na szkle akrylowym, 2024, 70 × 70 cm, 2 prace

[ENG]

ASEMIC / SEMANTIC

I begin with an image that does not ask to be interpreted. A cross-section of my brain–neutral, medical, seemingly indifferent–becomes a point of departure for questions that don’t fit a diagnostic protocol. I am interested in the moment before the sign: the place where the trace precedes the word, where tension and rhythm have not yet been named. In the ASEMIC / SEMANTIC cycle, I try to grasp that uncertain instant when meaning begins to constitute itself–when the gesture, remaining asemic, demands structure, and structure–resisting domination–allows the image to breathe.

I treat medical imaging as a data ready-made. I change its regime: from evidentiary function to a field of experience. I am not interested in “my brain” as an intimate portrait or as an ornament of scientism, but as a plane on which one can sketch a geography of transition: from trace to sign. The transparency of acrylic glass is not a decoration. It allows a “clearing” to appear–a layering that cannot be flattened into a single reading. When I print MRI images on plexiglass, I fix not so much the image itself as the dynamics of its emergence: semantization here is always “in transit.”

In one work I hand-mark two zones: ASEMIC and SEMANTIC. That gesture is deliberately misaligned with neuroanatomical precision; it is closer to a conceptual cartography than to a functional map. I want the viewer to enter a regime of reading without a legend, where there is no ready key and yet directions–the vectors of tension–are palpable. In the other work I leave the vascular network as a “map without captions.” Here semantization pauses at the threshold: rhythm and directionality stand in for definition.

I treat my own brain as a shared surface of meaning. Paradoxically, the more “mine” it is, the more public it becomes. Barthes’s lesson of the “death of the author” helps me withdraw intention as compulsion and make space for a reading that is not a confirmation of my assumptions but an act of co-creation. Eco reminds me that a work can be “open” when it is organized to permit difference in reading; plexiglass and visual layering work precisely toward that openness. Kristeva teaches me to think intertextuality not only in language but in image: the brain as a palimpsest of relations in which the semantic and the asemic interpenetrate, leaving traces without a single origin.

Neurocognitive intuitions remain in the background. I do not align my work with a simple binary of the “logical” left and the “intuitive” right hemisphere. I am drawn instead to what lies between: the zone of passage, a provisional bridge on which a trace can become a sign and a sign can dissolve back into gesture. If Deleuze speaks of difference and repetition, I look–through that lens–at a series of micromovements that recur across the images: repetition is not a copy but a modulation of intensity; difference is the condition for meaning to occur. In Agamben I find the notion of potentiality, which lets me think of asemia as the maintenance of possibility: a postponement of semantic decision so that the unwritten retains its right to speak.

Materially the works are simple: UV print on acrylic glass, 70 × 70 cm. That simplicity is an ethical choice. I do not want art to overwrite the medical discourse, nor–conversely–do I want to strap spectacle onto a cognitive image. I select frames from a private archive, remaining within the bounds of my own privacy. When I add handwritten markings, I do not suggest a topography of functions. Rather, on the tight surface of the skull I place two zones that are more like vectors than territories. ASEMIC–not as the negation of meaning, but as its condition: a suspension in which the trace has not yet been tidied by the lexicon. SEMANTIC–not as the tyranny of definition, but as a necessary consolidation, the moment when the body allows itself to speak.

The questions I pose are simple and– I know–insatiable. What precedes the sign? How do we recognize the moment when rhythm, tension, and affect become assignable and thus begin to “speak”? Can a medical image function as an epistemic image–not as a representation of the brain but as a scene on which sense happens? The responses here are not theses to be defended. They are a practice of attentiveness. When I look at the printed vessels, I see less anatomy than an arrangement of potentials. When I draw the ASEMIC/SEMANTIC boundary, I test how long it can be kept trembling–before it hardens and closes the inflow of meanings.

In this sense, ASEMIC / SEMANTIC is not an illustration of knowledge but a model of experience. Instead of asking “what does it mean?,” I propose a shift: “when and how does it begin to mean?” That “when” is crucial because it returns time to interpretation. Meaning is not an object to be shelved. It is an event that requires delay–a space in which the gesture loses speed to become recognizable; in which the image admits language and language learns restraint.

For the viewer, this entails consenting to remain within indeterminacy. To read without a legend. To attend to rhythms that we reflexively translate into definitions. For me, it entails an ethics of working with my own body as a source of traces. I use only my own imaging data so as not to shift the burden of “evidence” onto anyone else. I do not pretend that art can replace medicine, just as I do not believe medicine can close off experience. I am interested in translation, not substitution: the movement from trace to sign, preserving the right to silence.

If these works function, it is because they refuse to be read at once. They defer the moment of reading–not to frustrate, but to widen the range of what may be spoken. Ramachandran writes of metaphor as a cognitive shortcut; I treat asemia as a metaphor that stubbornly refuses to be shortened. Instead of the bridge of instant recognition– a longer footbridge of suspension, across which we move slowly.

Writing this essay, I notice that my language also becomes a field of negotiation. I would like to remain with the image, yet I must speak through it; I would like to speak, yet the image teaches me silence. From that exchange my practical thesis emerges: meaning belongs neither to language nor to image. It is a relation that happens between them–in time and in the body. ASEMIC / SEMANTIC is an attempt to hold that relation in a state of tension long enough for it to become perceptible. And it is precisely that tension–not a definition–in which I most clearly recognize myself.


[PL]

ASEMIC / SEMANTIC

 Zaczynam od obrazu, który nie prosi się o interpretację. Przekrój mojego mózgu – neutralny, medyczny, pozornie obojętny – staje się punktem wyjścia do pytań, które nie mieszczą się w protokole diagnostycznym. Interesuje mnie chwila poprzedzająca znak: miejsce, w którym ślad wyprzedza słowo, gdzie napięcie i rytm jeszcze nie zostały nazwane. W cyklu ASEMIC / SEMANTIC próbuję uchwycić ten niepewny moment konstytuowania się sensu, kiedy gest, pozostając asemiczny, domaga się struktury, a struktura – nie chcąc jeszcze dominować – dopuszcza oddech obrazu.

Obrazowanie medyczne traktuję jak ready-made danych. Zmieniam jego reżim: z funkcji dowodowej przesuwam je do sfery doświadczenia. Nie interesuje mnie „mój mózg” jako intymny portret ani jako ornament naukowości, lecz jako pole, na którym można zarysować geografię przejścia: od śladu do znaku. Przezroczystość szkła akrylowego nie jest tu dekoracją. Pozwala zobaczyć „prześwit” – warstwowanie, które nie daje się spłaszczyć do jednego odczytu. Gdy drukuję obrazy MRI na plexi, utrwalam nie tyle sam wizerunek, co dynamikę jego pojawiania się: semantyzacja jest tu zawsze „w drodze”.

W jednej z prac ręcznie zaznaczam dwa pola: ASEMIC i SEMANTIC. Ten gest jest celowo nieadekwatny wobec precyzji neuroanatomii; bliżej mu do kartografii pojęciowej niż do opisu funkcjonalnego. Chcę, by widz wszedł w reżim lektury bez legendy, w którym nie ma gotowego klucza, a jednak kierunki – wektory napięcia – są wyczuwalne. W drugiej pracy pozostawiam sieć naczyń jako „mapę bez podpisów”. Tu semantyzacja zawiesza się na progu: rytm i kierunkowość zastępują definicję.

Własny mózg traktuję jak wspólną powierzchnię znaczenia. Paradoksalnie: im bardziej „moje”, tym bardziej publiczne. Barthesowska lekcja „śmierci autora” pomaga mi wycofać intencję jako przymus i zostawić miejsce dla lektury, która nie jest potwierdzeniem moich założeń, ale aktem współtworzenia. Eco przypomina, że dzieło może być „otwarte”, jeśli jest zorganizowane tak, by dopuszczać różnicę odczytań; plexi i warstwowość obrazu pracują dokładnie na rzecz tej otwartości. Kristeva uczy mnie myśleć o intertekstualności nie tylko w języku, lecz także w obrazie: mózg jako palimpsest relacji, w którym semantyczne i asemiczne przenikają się, pozostawiając ślady, które nie mają pojedynczego źródła.

W tle wciąż obecne są intuicje neurokognitywne. Nie wpisuję jednak mojej pracy w proste binarne rozdzielenie „logicznej” lewej i „intuicyjnej” prawej półkuli. Interesuje mnie raczej to, co pomiędzy: strefa przejścia, tymczasowy most, na którym ślad może stać się znakiem, a znak rozproszyć się z powrotem w geście. Jeśli Deleuze mówi o różnicy i powtórzeniu, to z tej perspektywy patrzę na serię mikroruchów, które powracają w obrazach: powtórzenie nie jest kopią, lecz modulacją intensywności; różnica – warunkiem, by znaczenie mogło się wydarzyć. U Agambena znajduję natomiast pojęcie potencjalności, które pozwala mi myśleć o asemii jako o utrzymywaniu możliwości: o odwlekaniu decyzji semantycznej tak, by to, co niewypowiedziane, zachowało prawo głosu.

W warstwie materialnej prace są proste: druk UV na szkle akrylowym, format 70 × 70 cm. Ta prostota jest wyborem etycznym. Nie chcę nadpisywać sztuką dyskursu medycznego, ani – odwrotnie – przykładać do obrazu poznawczego spektaklu. Selekcjonuję ujęcia z prywatnego archiwum, pozostając w granicach komfortu prywatności. Kiedy wprowadzam ręczne dopiski, nie sugeruję topografii funkcji. Umieszczam raczej na ciasnej powierzchni czaszki dwie strefy, które są bardziej wektorami niż terytoriami. ASEMIC – nie jako negacja znaczenia, lecz jako jego warunek: zawieszenie, w którym ślad jeszcze nie został uprzątnięty przez słownik. SEMANTIC – nie jako tyrania definicji, lecz jako konieczna konsolidacja, moment, w którym ciało dopuszcza się do mowy.

Najważniejsze pytania, które stawiam, są proste i – mam świadomość – nienasycone. Co poprzedza znak? Jak rozpoznać moment, w którym rytm, napięcie, afekt stają się materiałem do przypisania, a więc zaczynają „mówić”? Czy obraz medyczny może działać jako obraz epistemologiczny – nie jako reprezentacja mózgu, lecz jako scena, na której sens się wydarza? Odpowiedzi nie są tu tezą do obrony. Raczej praktyką uważności. Kiedy patrzę na wydrukowane naczynia, widzę nie tyle anatomię, co układ potencjałów. Kiedy nakreślam granicę ASEMIC/SEMANTIC, sprawdzam, jak długo da się utrzymać ją w stanie drżenia – zanim ulegnie utwardzeniu, które zamknie dopływ znaczeń.

W tym sensie ASEMIC / SEMANTIC to nie ilustracja wiedzy, lecz model doświadczenia. Zamiast pytać „co to znaczy?”, proponuję przesunięcie pytania: „kiedy i jak zaczyna znaczyć?”. To „kiedy” jest kluczowe, bo wprowadza czas do obiegu interpretacji. Znaczenie nie jest rzeczą, którą można odłożyć na półkę. Jest wydarzeniem, które potrzebuje zwłoki – przestrzeni, w której gest wytraca tempo, by zostać rozpoznanym; w której obraz dopuszcza język, a język uczy się powściągliwości.

Dla odbiorczyni i odbiorcy oznacza to zgodę na pozostanie w niedopowiedzeniu. Na czytanie bez legendy. Na uważność wobec rytmów, które odruchowo tłumaczymy na definicje. Dla mnie – oznacza etykę pracy z własnym ciałem jako źródłem śladów. Wykorzystuję wyłącznie własne dane obrazowe, by nie przenosić ciężaru „dowodu” na kogoś innego. Nie udaję, że sztuka zastąpi medycynę, tak jak nie wierzę, że medycyna domknie doświadczenie. Interesuje mnie translacja, a nie substytucja: ruch od śladu do znaku, z zachowaniem prawa do ciszy.

Jeśli te prace działają, to dlatego, że nie chcą być natychmiast przeczytane. Odkładają moment lektury, ale nie po to, by frustrować, tylko by poszerzyć zakres tego, co może zostać wypowiedziane. Ramachandran pisze o metaforze jako skrócie poznawczym; ja traktuję asemiczność jak metaforę, która uparcie nie chce się skrócić. Zamiast mostu błyskawicznego rozpoznania – dłuższa kładka zawieszenia, po której przechodzimy powoli.

Pisząc ten esej, zauważam, że mój język również staje się polem negocjacji. Chciałabym pozostać przy obrazie, ale muszę nim mówić; chciałabym mówić, ale obraz uczy mnie milczenia. Z tej wymiany rodzi się moja teza praktyczna: znaczenie nie przynależy ani do języka, ani do obrazu. Jest relacją, która wydarza się między nimi – w czasie i w ciele. ASEMIC / SEMANTIC to próba utrzymania tej relacji w stanie napięcia wystarczająco długo, by mogła się ujawnić. I to właśnie napięcie – nie definicja – jest formą, w której najbardziej rozpoznaję siebie.